Udział w 2006 roku w Mazowieckiej Lidze Ratownictwa Wodnego
Osiągnięcia:
Drużynowo: II miejsce - wicemistrzostwo ( srebrny medal ) w 2006 roku w Mazowieckiej Lidze Ratownictwa Wodnego
Indywidualnie :
I miejsce ( złoty medal) w/w zawodach dla najlepszego zawodnika ligi – Filipa Barańskiego
II miejsce ( srebrny medal ) dla najlepszej zawodniczki ligi – Olgi Sulimy ( najwszechstronniej wyszkolona zawodniczka )
III miejsce ( brązowy medal ) dla trzeciego zawodnika ligi - Michała Cywki
Medale dla radomskiegoWOPR-u
Złoty, brązowy i dwa srebrne medale przywiozła z Warszawy drużyna radomskiego WOPR-u
W niedzielę zakończyła się Mazowiecka Liga w Ratownictwie Wodnym. W zawodach startowali woprowcyz całego województwa oraz drużyna policjantów i strażników miejskich. W sumie w rywalizacji wzięło udział 14 drużyn, każda z nich liczyła sześciu zawodników. W skład radomskiej drużyny weszli: Filip Barański,Michał Cywka,Mikołaj Sobieraj,Arkadiusz Sutek, Olga Sulimaoraz Magda Darmas. Kierownikiem był Roman Hebada.Zawody rozpoczęły się w maju, ostatnie konkurencje zostały rozegrane w niedzielę. Radomscy ratownicy wywalczyli drużynowo srebrny medal. Bardzo dobrze poszło im także w konkurencjach indywidualnych, drugie miejsce wśród kobiet zajęła
Olga Sulima, trzecie wśród mężczyzn Michał Cywka.Największy sukces przypadł w udziale Filipowi Barańskiemu, który w tej ostatniej kategorii zdobył złoto.-Najlepiej poszło mi w konkurencji "100 kombinowane", podczas której trzeba najpierw przepłynąć 50 m stylem dowolnym, następnie 25 m pod wodą,potem wyłowić manekina i holować go przez ostatnie 25 m - wyjaśnia Barański, który jest młodszym ratownikiem od trzech lat. Do zabawnych sytuacji dochodziło podczas konkurencji drużynowych. - Sztafety bywają skomplikowane - mówi Barański. Podczas jednej z nich pierwszy zawodnik miał przepłynąć 50 m stylem dowolnym, kolejny 50 m w płetwach, następny również 50 m bez płetw, ale z węgorzem, czyli belką używaną podczas ratowania. Ostatni musiał wskoczyć do basenu w płetwach i za pomocą węgorza holować zawodnika z numerem trzy. - Zdarzało się, że nie wszyscy zrozumieli, czy mają wskoczyć w płetwach, czy bez i trzeba było konkurencję powtarzać - śmieje się Barański. Członkowie naszej drużyny nie spodziewali się, że pójdzie im aż tak dobrze. -Po prostu chcieliśmy wystąpić i sprawdzić się, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedy okazało się, że idzie nam nieźle, to stwierdziłem, że musi być srebrny medal - mówi Hebda.- Zagroziłem drużynie, że jak go nie będzie, to będą wracać, biegnąc za busem- śmieje się pan Roman. I poskutkowało. Jak twierdzi Hebda, wszyscy dali z siebie po 200 proc.